Patronka


Zofia Krassowska


Urodziła się w 26 II 1921 r. w Warszawie. Jej rodzina mieszkała w Starachowicach, gdyż jej ojciec pracował jako inżynier budowlany przy budowie fabryki.  Już od najmłodszych lat wykazywała chęć niesienia pomocy i powtarzała „ Ja będę doktolem” . Chciała nieść pomoc słabszym i potrzebującym, nawet za cenę własnych wyrzeczeń. W 1925 przeniosła się do Warszawy, gdzie rozpoczęła naukę w  Gimnazjum J. Kowalczyków i  J. Jawurkówny, które było związane z organizacją ideowo-wychowawczą „Pet”. Do Pet-u wciągnęły ją starsze koleżanki. W 1938 roku ukończyła gimnazjum i zdała maturę.

Po nieudanej próbie dostania się na Uniwersytet Warszawski przeniosła się do Poznania i rozpoczęła studia na Uniwersytecie Poznańskim. Ponowna próba opłaciła się i Zofia Krassowska dostała się  na tajny Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego.  Jesienią 1939 roku opiekowała się chorymi  żołnierzami w Szpitalu Ujazdowskim.

Po wcieleniu „Petu” do Szarych Szeregów, jako żołnierz Armii Krajowej przyjęła  pseudonim „Duża Zosia”. Organizowała wykłady i praktyki w szpitalach przygotowujące do służby sanitarnej.

W czerwcu 1943 roku, Zosia weszła do Szefostwa odrębnej jednostki sanitariatu KGAK, powstałej w strukturze Kedywu.  We wrześniu  dołączyła grupy dziewcząt pełniących służbę sanitarną, pomocniczą i łączności w nowo powołanym Batalionie „Zośka”. W latach 1943-1944 brała udział w kursach i ukończyła szkołę  podchorążych.

  31.07.1944 „Duża Zosia” została  dowódcą plutonu żeńskiego „Oleńka” batalionu „Zośka”, wbrew  swojemu pseudonimowi nie była ani duża ani nie sprawiała wrażenia silnej fizycznie. Przeciwnie , była drobna , niepozorna , niczym się nie wyróżniała. Pseudonim zyskała dzięki swojej wielkiej pracowitości. Była bardzo pomocna i przebywanie w jej towarzystwie było przyjemnością. Była skromna, zupełnie pozbawiona egoizmu, usuwała się na drugi plan. Kochała swój kraj i naród, pragnęła pracować jako lekarz na wsi, gdyż tam czuła się najbardziej potrzebna. Wiara w słuszność spraw, którym się poświęcała dawała jej siłę i wytrwałość.

Atak na Gęsiówkę w który zginęła Zosia był próbą uwolnienia jeńców z rąk esesmanów. Zosia wpadała w gruzy ratując rannego żołnierza przez co sama potrzebowała pomocy. Uratował ja Andrzej Morro wynosząc z gruzów. Zawieziono ją do szpitalu Wolskiego  i przeprowadzono transfuzje krwi, ale szpital ten został podpalony przez Niemców, więc przewieziono ją do drugiego szpitala gdzie 23 letnia Zofia Krassowska, d-ca plutonu żeńskiego „Oleńska „ zmarła w wyniku ciężkich ran brzucha.  Zofia Krassowska została dwukrotnie odznaczona Krzyżem Walecznych. Spoczywa na cmentarzu powązkowym w Warszawie. 



Kalendarium


A tutaj kilka ważnych dat z jej życia: 

1921 r.- narodziny Zofii Krassowskiej
1938 r.- ukończenie gimnazjum, zdanie matury
1939 r.- opieka nad chorymi w Szpitalu Ujazdowskim
1944 r.- Zofia Krassowska została dowódcą plutonu „Oleńka”
1944 r.- Atak na Gęsiówkę , śmierć Zofii Krassowskiej

Wspomnienia o Zosi


Wspomina "Laudański" z plutonu "Alek":


Od strony "Gęsiówki" biegła do nas "Duża Zosia".
- Uważaj! Ostrzał! Chowaj się! - krzyczeliśmy.
Zosia dostrzegła, że kryjemy się przed esesmanami strzelającymi od strony Pawiaka. Nie zwracała zbyt dużej uwagi na żandarmów, mimo że budynek z czerwonej cegły z wielką hitlerowską flagą był z daleka dobrze widoczny.
- Macie rannych? - zapytała
- Jednego.
- Zaraz u was będę.
Zosia chciała jeszcze spojrzeć w stronę Pawiaka. Niespodziewanie wdrapała się na zwał gruzu. W tym momencie poderwały się spod jej nóg odpryski cegieł. Dostała się pod ostrzał żandarmów. Nogi ugięły się pod nią i upadła w małe zagłębienie wśród gruzów. Była na pewno boleśnie ranna, gdyż skuliła się. Potrzebowała natychmiastowej pomocy. Znajdowała się w odległości najwyżej 20 metrów, ale żeby podbiec do niej trzeba było wystawić do Niemców plecy. W naszej grupie nie znalazł się odważny.
- Co się chowacie! Strzelać! - krzyknął "Kolka".
Minęło pierwsze przerażenie. W ciemne okna budynku z flagą hitlerowską poleciały nasze kule. Nadbiegł "Andrzej Morro".
- Uważaj! Ostrzał! - krzyczeliśmy, gdy był daleko.
Andrzej dobiegł do miejsca, gdzie z prawej strony chronił go jeszcze przed kulami żandarmów zwał gruzu domów przy ul. Smoczej, ale po lewej, tam gdzie leżała Zosia, byłby ostrzelany przez Niemców. Andrzej zorientował się szybko w sytuacji. Błyskawicznie wdrapał się na usypisko gruzu do rannej i wyniósł ją w bezpieczne miejsce. Od Andrzeja dowiedzieliśmy się, że "Gęsiówka" została zdobyta...


Wspomina Anna "Paulinka" Jakubowska:

„Zosia była również u mnie w domu, kiedy dosyć ciężko chorowałam na żółtaczkę i z miną lekarza o wieloletniej praktyce badała mnie i ordynowała lekarstwa. W mojej pamięci pozostał jednak szczegół charakteryzujący raczej jej psychikę a nie jej kwalifikacje. Otóż w czasie mojej choroby ktoś mi przyniósł parę przydziałowych landrynek, których ja mimo, że uwielbiałam słodyczy-nie zjadłam z powodu złego samopoczucia i wysokiej gorączki. Landrynki leżały przy moim łóżku na stoliku w czasie wizyt Zosi dopiero przy końcu jej pobytu przyszło mi do głowy, żeby ja poczęstować. Wówczas Zosia demonstracyjnie odetchnęła uśmiechem ulgi i powiedziała, że od początku wizyty myślała, że jeśli nie zaproponuję jej cukierka, to znaczy, że jestem bardzo poważnie chora.”


Inne wspomnienia:


  „Była w niej pasja lekarska. Nie poprzestawała na studiowaniu na tajnych kompletach medycyny – jednocześnie ukończyła szkołę położnych. Pragnęła maksymalnie doskonalić swoje umiejętności w szkole była „zauważona” dzięki wzorowemu wypełnianiu obowiązków, sumiennej i troskliwej opiece nad noworodkami. Wyróżniała się wśród innych uczennic.


Więcej o Dużej Zosi dowiecie się już wkrótce na zbiórkach :) 

Czuwaj!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz